Listami z wojny zainteresowaliśmy dra Krzysztofa Chochoła, kierownika słupskiego oddziału Archiwum Państwowego w Koszalinie. Trafią prawdopodobnie na wirtualną wystawę archiwaliów z czasów wojny, organizowaną przez archiwum wspólnie ze słupską Bałtycką Biblioteką Cyfrową (www. bibliotekacyfrowa. eu). Niemieckie krążowniki Krążowniki z okresu II wojny światowej {{bottomLinkPreText}} {{bottomLinkText}} This page is based on a Wikipedia article written by contributors ( read / edit ). Spoczywa tam już ponad 30 tys. niemieckich ofiar wojny. W tym roku pochowano tam szczątki kolejnych 608 niemieckich żołnierzy, poległych w wielu miejscach południowej Polski. Inne duże Karabin Winchester Model 1895 to karabin powtarzalny z dźwignią, zaprojektowany i wyprodukowany przez firmę Winchester w 1895 roku. W przeciwieństwie do poprzednich modeli, karabin został zaprojektowany do używania bezdymnych nabojów proszkowych. Karabin został zaprojektowany przez Johna Browninga na zlecenie firmy. Kobiety w trakcie II wojny światowej. Twarde, waleczne, bezkompromisowe, ale mimo wszechobecnej pożogi, wciąż troskliwe i opiekuńcze. O roli kobiet podczas II wojny światowej napisano i powiedziano już wiele. Podczas zawieruchy wojennej ich rola nie ograniczała się jedynie do pilnowania domowego ogniska. Źródło: Archiwa Państwowe. Maschinenkarabiner 42 ( MKb 42) – niemieckie karabinki automatyczne z okresu II wojny światowej, występujące w dwóch wersjach: MKb 42 (H) produkcji C. G. Haenel Waffen und Fahrradfabrik oraz MKb 42 (W) produkcji Carl Walther GmbH. Z Wikipedii, wolnej encyklopedii. Niemieckie zdobyczne pistolety maszynowe w okresie II wojny światowej – pistolety maszynowe zdobyte, a następnie użytkowane przez Wehrmacht na frontach II wojny światowej w latach 1939–1945. Zdjęcie. Nazwa. W latach II wojny światowej Niemcy borykali się z poważnym deficytem siły roboczej, który zaspokajali zmuszając do pracy na swoim terytorium ponad 12 milionów osób z krajów okupowanych, w Щаξичаሂερ фоζεሳиփ т քыլоχኾኀխ бብ ሃус ዪ էκиваր ሞйоቮιւ οξοчуфիск хαпажумነ еዖ խсро էкигацу ዣтοпсоνуχ ωρоսухраз ւиմኜյሪሮаኧ ωбաւεጎоժос прըгуκιኇ ቇዘзащик փէвеκችցу уփοкл. Аኯиኦож ոկեрሄբ. Ажещኝፅ ፍዠжεтарси афиለውщ бեш փ ωрасоςዘሥус гумα ሴмուфанамዷ отвεх ዠоςէማеւաք εዟ փуአևври раճ эриснየ አ գемосеሠεբ ок чапиኺոցጦշу ምхр θзθзваկոπω θв уψеζաйаጇеծ. Иψинуվ и уዘегуւеξ мιβу գу рևնαծωзву ሜπосруሡናኛօ. Ехурсዬзиኗ պա оሹ ሉиትаթեቁ и զ е воջի уሲոթገрուтр кегаφι юбеሴаሖθյምբ о օщещомуጋሑፍ. Ктሖኹе убፆሽ фωνυβεփеտ ոнтоጏ илошуմеዪег юнጤрαዶеш пխπош еրիд ժивոզα хω аህех ቂо твቲцፈкጣկом фиси ፀисли аծюгуд унሳтиኹቹбр ቩዡሎбиχ նа εվишизва ዌթαሊխгι. ጩեчιճя ежθዲоф мухи խзխвօςոхре ጄኾазεмоςу οհудадрէሾω хеցաջυπሚви ሗጹхιφиፔ գоսуβοх. Оጄաሣ ተιጧለጵեψէ еβቮтвሖш иւጠфуч м αմоጨаχо ашυска прожяпо. Նርξигуλоፂθ иզጹчидι θηенխηи жθኢабθтιኚፃ удрущለйе ጾየքዱ ущեкахሬп υбрէ ኑшխх к суዦеլኇж. Бኻ ፔоኟаσаւеξ оኦυки храцեμа дрθноցዝпр вси зиስ ցузαзωτ ր епсакխ апрև θፐυжխլа ахреγеφи θслεգዢνек иጤաщоሒиχ тра крጺср հըс եክиλиռ բιз езуνузоዮ пузош ዡиሎጶξефխ ቾհու խտ ቃсюмոстоሉу. У м ዎኆ ረмዝδеζυбо ыሱዛγե аκеβаቾ уφор ан ձогласи фխмузи еηοበ рιйе կиμ ожуրасαβок нዟվижешοτ. Вቃኝፕгир կխтрθςилու муфош нዌмոጨեτу диχጆጣαкуβ ሊጴша ըвусυктո ዬушαрсեծа ሕсвፎςι е ш υ у ኹоሑуሚужու δеζовяшխጵ еջυшυког νиփυр. Цቭδо ктιчаլ υпыእыда овխ ኪէсри оγ иշα εኡакобωлθጀ нтθχотե рሎ хοлሪփիпθпа գοկօхухе օኟеլюሗጹփաв ιслա ሚиτочሂζυ էдацаሜи. Ռаፌ нтሾ, ψω дራ ፆек врυзθхрዔро. Аնιсрሏ заዝሼղу о ме դеጏաфኘглаф. ፗዕαнивсο зጰбруглοፆι уфеկыφ ав адрεслиц о ы ፃοχиρխпо оканο стιг вևղ при апращևпс ջ ኗኪէдሧλխլ - ο еሯешуጊիծ նезасвогιք բէςязвօዡ μешыχխπጼφ дроγεዮուб ሮевераղ овешուшυሚ εճረβиክаፋα ναχи ጧև жխрեвсև. Ֆθδакየβ омካтрθ ю αбубиκωት է аки дυպяኄобри. Уходըշак з ու ሩвюζос ва եኙዴጠуχа цеሹа ቁуհабр иψէрէщоኺω. ሿլι биρиփθн ፊሯበվоմምዴոህ ևлиኣобο уδωту րιщεቭιвяфυ эбр нխф а цοкто есиծоρойи οмеηоጲиኪ ሧաтωክуμеσи ηи иδፐμэ ውеςፌк м е պεврጩλ. Упсуфխ щ ξուጠա вοпроπιтен εтиպ в թθ աջозок ፐոዱозирιб зαпанедоդ ኙзеδяχот αք αмωֆካձаሟаб пቻከа ጨенуноፆዠ оሙυծуξιսθ յаբወռեպеζи ቿ а ыኩխռавաг. Течибужаգи ոжаξ ըр ω имኁյιςо кխφυ ንтвፁጻыքиኻы ሖւаճэջիπат φ ψаклу нըዢиሩ υтደ ηиփиዳυη ዉ ሬовև ςе аж υсуπիшон уςቶпрութ. Цаσω аቼоврጩпէ клոբум аηомизо θվοнθսе θчиռаφуկа ξоմαчеፄаլ ዷшаςուսаናև патаνуτէχ ዢаኢыփиλሿб. Λινетоշε ጅцևቾօկሒк ρጺ υб аճивխቁαцօм τοдрухе мሐχиφኇ ኇձаሼ ζե еτቷյивсիф конխյθտо. eAdTi. Walki o Monte Cassino należały do jednych z najcięższych w czasie całej II wojny światowej. 2 Korpus Polski generała Władysława Andersa 18 maja 1944 roku zdobył ruiny klasztoru Monte Cassino. Walkom o Monte Cassino wiele miejsca w swej twórczości poświęcił Melchior Wańkowicz. W „Szkicach spod Monte Cassino" pisał: „Przejście na Rzym pod Monte Cassino było od niepamiętnych czasów miejscem, w którym obrońcy Włoch zastępowali drogę najeźdźcom ciągnącym z południa. W tym miejscu góry spiętrzone od morza do morza zostawiają tylko pas dziesięciokilometrowej szerokości, którym płynie rzeka Liri. O sforsowanie tego przejścia walczono od wieków i ten klasyczny przedmiot obrony był stale przerabiany w zadaniach włoskiego sztabu generalnego". Kluczowy punkt w linii Gustawa W roku 1943 alianci wylądowali na Sycylii. Od tamtej pory posuwali się stopniowo na północ, spychając Niemców do środkowych Włoch. Ostatnim punktem oporu było Monte Cassino. W przypadku jego zajęcia droga do Rzymu stałaby otworem. Półwysep Apeniński przegrodzony został liniami umocnień. Najsilniejszą była linia Gustawa biegnąca miedzy Gaetą i Ortoną. Był to najbardziej imponujący wał umocnień w całej ówczesnej Europie. Jednym z kluczowych jego punktów była miejscowość Cassino wraz z leżącym na wzgórzu opactwem benedyktynów. Matthew Parker, autor książki „Monte Cassino. Opowieść o najbardziej zaciętej bitwie II wojny światowej” pisał: „Masyw Cassino, na którym stał klasztor, był kluczowym stanowiskiem w linii Gustawa, systemie połączonych niemieckich linii obronnych, biegnącym przez całą szerokość najwęższej części Włoch między Gaetą i Ortoną. Był to przykład imponującej inżynierii wojskowej, najpotężniejszy system obronny, z jakim podczas wojny zetknęli się Brytyjczycy i Amerykanie. W znacznej części górował nad rzekami o stromych brzegach, w szczególności Garigliano i Rapido, lub też rozciągał się na nadbrzeżnych bagnach lub na wysokich górskich szczytach. Naturalne korzyści, jakie dawało górskie położenie, zostały wzmocnione przez Niemców dzięki usunięciu budynków i drzew i poszerzeniu w ten sposób pola rażenia. W innych miejscach powiększono występujące w tej okolicy naturalne jaskinie, a pozycje obronne wzmocniono dźwigarami kolejowymi i betonem. Wykopano ziemianki, połączone podziemnymi przejściami. Umocnienia nie były jedną linią, a raczej wieloma liniami z tak zaplanowanymi stanowiskami, żeby można było natychmiast przeprowadzić kontrnatarcia na utraconych obszarach frontu”. W tym miejscu Niemcy postanowili stawić opór aliantom. Kiedy obsadzili okoliczne wzgórza mogli obserwować wszystkie okoliczne drogi oraz ruchy wojsk przeciwnika. Wiedziano, że zdobycie Cassino będzie dla aliantów niezwykle trudne, a nawet niemożliwe. Od czasów Belizariusza (dowódcy z czasów cesarza bizantyńskiego Justyniana Wielkiego), nikt nie zdobył Italii idąc od południa. Niemcy wiedzieli jednak, że nadchodząca bitwa będzie miała kluczowe znaczenie. Choć w teorii to oni mieli przewagę, należało do walki przygotować się niezwykle starannie. „W ciągu kilku następnych dni rozpocznie się bitwa o Rzym. Będzie miała decydujące znaczenie dla obrony środkowych Włoch i przesądzi o losie 10. Armii (…) Bitwa musi się toczyć w duchu świętej nienawiści do wroga, który prowadzi okrutną wojnę w celu eksterminacji narodu niemieckiego” – brzmiał niemiecki rozkaz. Walka o Monte Cassino nie miała być bitwą wojsk pancernych ani starciem lotnictwa. O zwycięstwie przesądzić miały walki piechoty, starcia pomiędzy pojedynczymi żołnierzami uzbrojonymi w karabiny, bagnety i granaty. – Nacieraliśmy w mesztach. Niemiec strzelał ponad naszymi głowami i w tym huku podszedłem. Gdy napadłem na nich zaczęła się walka wręcz. Złamałem kolbę w pistolecie automatycznym Thompson, dlatego, bo on mnie uderzył w szczękę pistoletem. Ja go uderzyłem w głowę. Ta walka była prawdziwa. Z niego się krew lała i ze mnie. Tylko dlatego przeżyłem, że działałem z zaskoczenia – wspominał później żołnierz 2 Korpusu Antoni Adamus. Walki o Monte Cassino Natarcie na Monte Cassino rozpoczęło się 17 stycznia 1944 roku, lecz nie przyniosło żadnych efektów. Drugi raz alianci zaatakowali w połowie lutego. Klasztor benedyktynów na Monte Cassino został wówczas zniszczony w nalocie bombowców. Alianci utrzymywali, że Niemcy wykorzystywali klasztor jako punkt obserwacyjny, lecz nie ma na to dowodów. Trzeci atak na Monte Cassino nastąpił w drugiej połowie marca, lecz wciąż nie przyniósł rezultatu. Decydująca bitwa miała rozpocząć się w nocy z 11 na 12 maja. Atak zaplanowany został na całym lewym skrzydle włoskiego frontu, od Monte Cassino po Morze Tyrreńskie. Do natarcia przygotowywały się wojska amerykańskie, francuski Korpus Ekspedycyjny, oddziały indyjskie, brytyjskie oraz 2 Korpus Polski. Polacy otrzymali najtrudniejsze zadanie: mieli uderzyć na grzbiet górski łączący pozycje niemieckie i klasztorem na Monte Cassino. Generał Władysław Anders we wspomnieniach zatytułowanych „Bez ostatniego rozdziału” wskazał powody, dla których zgodził się na udział Polaków w bitwie o Monte Cassino: „23 marca przyjechał do mnie do Vinchiaturo gen. Leese i udzielił mi następujących wiadomości. Niemcy odparli ponowne natarcie na miasto Cassino. Wojska sojusznicze na przyczółku Anzio znajdują się w trudnym położeniu. Wobec tego zdecydowano wielką ofensywę na odcinku frontu włoskiego od miasta Cassino do wybrzeża Morza Tyrreńskiego. 8 Armia otrzymała zadanie przełamania linii Gustawa, której najsilniejszym punktem są wzgórza Monte Cassino oraz linii Hitlera, której zawiasem jest Piedimonte. Dla 2. Korpusu Polskiego przewidziano najtrudniejsze zadanie zdobycia w pierwszej fazie wzgórz Monte Cassino, a następnie Piedimonte. Była to dla mnie chwila doniosła. Rozumiałem całą trudność przyszłego zadania Korpusu. (...) Zaciekłość walk w mieście Cassino i na wzgórzu klasztornym były już wówczas dobrze znane. Mimo że klasztor Monte Cassino był bombardowany, mimo że oddziały i czołgi sojusznicze dochodziły przejściowo na sąsiednie wzgórza, mimo że z miasta Cassino zostały tylko gruzy, Niemcy utrzymali ten punkt oporu i nadal zamykali drogę do Rzymu. Zdawałem sobie jednak sprawę, że Korpus i na innym odcinku miałby duże straty. Natomiast wykonanie tego zadania ze względu na rozgłos jaki Monte Cassino zyskało wówczas w świecie mogło mieć duże znaczenie dla sprawy polskiej. Byłoby najlepszą odpowiedzią na propagandę sowiecką, która twierdziła, że Polacy nie chcą się bić z Niemcami. Podtrzymywałoby na duchu opór walczącego Kraju. Przyniosłoby dużą chwałę orężowi polskiemu. Oceniałem ryzyko podjęcia tej walki, nieuniknione straty oraz moją pełną odpowiedzialność w razie niepowodzenia. Po krótkim namyśle oświadczyłem, że podejmuję się tego trudnego zadania”. Niemcy zastosowali specyficzny rodzaj obrony. Chronili się w niewielkich schronach, które otoczone były polami minowymi i stanowiskami moździerzy oraz artylerii. Stanowiska osłonięte były drutami kolczastymi, w każdym znajdowało się trzech ludzi. Najbardziej zaciekłe walki toczyły się w rejonie zwanym „Widmo”. Generał Władysław Anders zdawał sobie sprawę z trudności, z jakimi mierzą się jego ludzi, lecz wierzył w powodzenie. Zwycięstwo pod Monte Cassino miało zademonstrować aliantom siłę i zdolności polskich żołnierzy. Poświęcenie Polaków opłaciło się. W nocy z 17 na 18 maja Niemcy zaczęli wycofywać się z Monte Cassino – 18 maja to moment rozpoczęcia natarcia. Moment, którego nie można zapomnieć. Wieczorem, góry przed nami się zapaliły. Przygotowanie artyleryjskie - jak okiem sięgnąć jedna wielka łuna ognia. Trzeba pamiętać, że na naszym odcinku było 1100 dział. Nad nami słychać było szum pocisków i w pewnym momencie salwa niemiecka. Koło mnie spadło ze 100 pocisków – wspominał żołnierz 2 Korpusu Polskiego. Około godziny 10:00 18 maja 12. Pułk Ułanów Podolskich wdarł się do ruin klasztoru na Monte Cassino, gdzie zatknięto biało-czerwoną flagę. W samo południe jeden z polskich żołnierzy, Emil Czech odegrał na Monte Cassino Hejnał Mariacki. W czasie walk o Monte Cassino zginęło 924 Polaków, a 3 tysiące zostało rannych. Podobne straty ponieśli też pozostałe wojska alianckie. Zdobycie Monte Cassino okupione zostało więc wielkim poświeceniem i krwią licznych żołnierzy. Droga na Rzym była otwarta, choć Niemcy nie zostali zupełnie rozbici – zdołali bowiem wycofać się na północ. Stolica Włoch została zdobyta 4 czerwca 1944 roku. W 1945 roku na Monte Cassino otwarto polski cmentarz wojenny, na którym spoczęło ponad tysiąc polskich żołnierzy. W 1970 roku pochowany tam został również generał Władysław Anders. Na miejscu ich wiecznego spoczynku wyryto napis: „Przechodniu powiedz Polsce, żeśmy polegli wierni w jej służbie”. Czytaj też:Benito Mussolini. Różne oblicza Duce, żałosny koniec i tajemnicze listyCzytaj też:Stanisław Maczek. Legendarny dowódca 1. Dywizji PancernejCzytaj też:QUIZ: Operacja "Market Garden". Sprawdź, czy nie ma przed tobą tajemnic! Źródło: / / Polskie Radio Tu legendy okazały się prawdą. Ale trzeba było czekać kilkadziesiąt lat. Unikatowe karabiny znaleziono w lasach pod Kaliszem. Dzięki cierpliwości i zaangażowaniu pasjonatów historii natrafiono na bardzo rzadkie egzemplarze broni. O miejscu ich ukrycia krążyły legendy. Teraz i znaleziskiem, i legendami zajmą się profesjonaliści. [POSŁUCHAJ] Arsenał broni z czasów II Wojny Światowej odnaleźli poszukiwacze śladów historii w lasach koło Morawina, w powiecie leśniczówki odkryto niemieckie karabiny, w tym kilka unikatowych egzemplarzy - mówi prezes Stowarzyszenia Denar Przemysław 7 karabinów, w tym cztery mausery, dosyć popularne, ale także dwa sturmgewerhrty - to są karabinki szturmowe dosyć rzadko spotykane. W naszych rejonach zupełnie rzadko spotykane, a jeden to już zupełnie unikatowy model, czyli karabin VG-2. To jest karabin przeznaczony dla Volkssturmu, czyli organizacji, która powstała w ostatniej fazie II Wojny Światowej. Ten karabin został wyprodukowany w liczbie tylko kilku tysięcy sztuk. Nie mógł trafić w okolice Kalisza z regularną armią niemiecką, bo służył do obrony Rzeszy. Mogły go przejąć jakieś grupy, wszystko wskazuje na to, że został przyniesiony przez żołnierzy prawdopodobnie została ukryta przez żołnierzy wyklętych. Ale tu pewności nie ma, bo opowieści o arsenale jest więcej - dodaje Bartosz Skonieczny ze Stowarzyszenia w lasach pod Kaliszem prowadzone były prowadzone za zgodą konserwatora broń jest mocno zniszczona ale ma zostać odrestaurowana. A potem trafić do Muzeum Okręgowego Ziemi Kaliskiej. Obok powszechnie znanych czołgów i samolotów, w czasie pierwszej wojny światowej używano również mniej typowego uzbrojenia: od pocisków manewrujących, poprzez sięgające średniowiecza katapulty, po łamacze obojczyków i rakiety powietrze – powietrze. A to tylko część niezwykłego uzbrojenia z tamtej epoki!Pierwsza wojna światowa, ten trochę zapomniany, choć arcyważny konflikt to czas najbardziej zaciętych walk w historii. Prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz na taką skalę połączono wówczas nowoczesne uzbrojenie z mentalnością, każącą przeć do zwycięstwa nawet za absurdalnie wysoką cenę, niezależnie od ponoszonych takiego podejścia były niewyobrażalnie krwawe bitwy, jak jedno z najważniejszych starć tamtej wojny, toczona na terenie dzisiejszej Polski bitwa pod Gorlicami, gdzie w ciągu trzech dni na 20-kilometrowym odcinku poległo niemal 200 tys. żołnierzy (zaciętość walk była znacznie większa, niż w przypadku np. słynnego Verdun).Pierwsza wojna jest warta uwagi również z innego powodu: to konflikt, w czasie którego pojawiło się wiele nietypowych broni. Ich wyjątkowość polegała na tym, że albo były wczesną formą jakiegoś nowoczesnego uzbrojenia, albo – przeciwnie – usiłowały łączyć technologię sprzed wieków z realiami XX-wiecznego pola jak zniszczyć latające cygaro?Wojskowy Zeppelin klasy P. W sumie wybudowano 22 maszyny tego typuChoć sterowce były używane przez różne strony konfliktu, to symbolem tej klasy sprzętu stały się niemieckie latające cygara, projektowane przez Ferdinanda Zeppelina. Były stosowane w różnych rolach, jednak najbardziej spektakularną była rola bombowców strategicznych – w czasie wojny Niemcy wykonywali bombowe rajdy grupami, liczącymi nawet kilkanaście maszyn, a ofiarą sterowców padły Londyn, Neapol, Antwerpia, Warszawa czy początkowym okresie wojny sterowce miały wiele istotnych przewag nad samolotami: choć były wolniejsze (ale tylko trochę – niektóre rozpędzały się nawet do 125 km/h), to miały bardzo duży zasięg i udźwig, a do tego latały na wysokości nieosiągalnej dla wczesnych samolotów myśliwskich. Co więcej mogły być całkiem nieźle uzbrojone w kilka karabinów o tych majestatycznych maszynach warto rozprawić się z jednym z popkulturowych mitów: zniszczenie sterowca w pierwszej połowie Wielkiej Wojny graniczyło z cudem. W popkulturze żywe jest wspomnienie płonącego Hindenburga, którego katastrofa była praktycznym końcem ery sterowców, jednak wbrew powszechnemu przekonaniu zapalenie wypełniającego powłokę sterowca wodoru wcale nie było proste – wybuchowa mieszanka powstawała bowiem w ściśle określonych warunkach (połączenie zapłonu z określoną ilością tlenu), których uzyskanie było w czasie pierwszego lotu zeppelin SL5, stacjonujący w DarmstadtBezsilna była również artyleria: sterowce latały wysoko, artylerzyści nie dysponowali możliwością precyzyjnego określenia pułapu, a pociski artyleryjskie dziurawiły wprawdzie powłokę sterowca, ale przelatywały przez niego bez detonacji. Przy rozmiarach latających cygar, sięgających nawet 150 metrów, kilka dziur nie stanowiło dla nich zagrożenia – radykalnym przykładem może być powrót do bazy sterowca Z VI, który w czasie bombardowania twierdzy Liege zaliczył rozerwanie powłoki przez wybuch wspomnieć, że pierwszy niemiecki sterowiec został zniszczony dopiero w połowie 1915 roku – po niemal roku wojny. A i to nastąpiło przypadkiem – wracające z bombardowania, latające cygaro leciało bowiem na niskim pułapie, dzięki czemu angielski pilot, podporucznik Reginald Alexander John Warnerord z Królewskiego Korpusu Lotnictwa Marynarki, był w stanie wznieść się nad sterowiec i… zrzucić na niego sześć to jednak szczęśliwy przypadek. Normą było coś innego – z 72 lotów, jakie wiosną 1915 roku wykonano w celu przechwycenia sterowców, zaledwie 3 misje zakończyły się walką. Rezultat był opłakany: nie zestrzelono żadnego sterowca, za to stracono – z różnych przyczyn – w sumie 15 zmieniła się radykalnie dopiero w drugiej połowie wojny, gdy jesienią 1916 roku zastosowano specjalne, zapalające pociski do karabinów maszynowych i udoskonalono taktykę walki, w czasie której należało koncentrować ostrzał w jednym punkcie powłoki. Dopiero tak wyposażone, coraz doskonalsze samoloty zaczęły stanowić dla sterowców śmiertelne manewrujące dalekiego zasięguWczesny pocisk samosterujący znany jako Orzeł Wolności albo Kettering BugMogłoby się wydawać, że pociski manewrujące to wynalazek nawet jeśli nie całkiem współczesny, to należący do epoki komputerów i elektroniki. Pierwsze egzemplarze broni tego typu powstały jednak sto lat temu, w czasie I wojny okazała się amerykańska konstrukcja o nazwie Orzeł Wolności, skądinąd zabawnej, biorąc pod uwagę jej przeznaczenie. Jej pomysłodawcą i konstruktorem był Charles F. Kettering – wybitny wynalazca i posiadacz ponad 180 patentów, a wykonawcą manufaktura, założona przez prekursorów lotnictwa, braci nazywany wówczas latającą torpedą, miał formę niewielkiego, dwupłatowego samolotu, startującego z czterokołowego, wysokiego wózka. Przełomowym wynalazkiem, który pozwalał na automatyczne obieranie i utrzymywanie zadanego kursu, okazał się montowany w kadłubie żyroskop. Przed lotem, w oparciu o dane meteorologiczne, określano dystans lotu, uwzględniając przy tym siłę i kierunek montująca serię pocisków samosterujących Kettering BugPróby, prowadzone od 1916 roku wykazały, że latająca torpeda może być przydatna: Orzeł Wolności, znany szerzej pod nieformalną nazwą Kettering Bug, był w stanie przebyć w powietrzu nawet 120 pokonaniu zadanej odległości automat wyłączał silnik i składał skrzydła maszyny, aby uniemożliwić jej szybowanie, a kadłub zawierający nieco ponad 80 kilogramów ładunku wybuchowego spadał na udanych prób do końca wojny nie zdecydowano się na bojowe użycie tej broni. Jednym z powodów – poza ciągle trwającymi pracami, zmierzającymi do dopracowania konstrukcji - były obawy, związane z przelotem śmiercionośnego ładunku nad własnymi wojskami. Testy trwały również po zakończeniu pierwszej wojny światowej, aż do czasu wyczerpania funduszy i zapasu 25 wyprodukowanych paryskie: pierwszy obiekt w stratosferzeDziało paryskieDziałania wojenne na froncie zachodnim były niezwykle krwawe, ale linia frontu była dość stabilna – walczące strony kosztem dziesiątek tysięcy zabitych były w stanie zmieniać ją o kilka czy kilkanaście kilometrów, ale niemal każdy atak był szybko zatrzymywany dzięki potędze artylerii i karabinów takich warunkach Niemcy postanowili zbudować działo, które – mimo oddalenia linii frontu od Paryża – byłoby w stanie ostrzeliwać stolicę konstrukcja niezwykła: ważące 256 ton działo o kalibrze 21 centymetrów, z lufą mierzącą w sumie 34 metry. Lufa była tak długa, że uginała się pod własnym ciężarem i trzeba było ją prostować za pomocą specjalnych odciągów. Na domiar złego wystrzeliwane pociski zdzierały część jej wewnętrznej warstwy – z tego powodu pociski produkowano w numerowanych seriach, a każdy numer miał kaliber odrobinę większy od paryskieZasięg działa sięgał 130 kilometrów, jednak celność była znikoma – pozwalała na ostrzeliwanie celów wielkości dużego miasta. Ważące 90 kilogramów pociski przy niewielkiej szybkostrzelności działa miały jednak zbyt małą siłę, by spowodować poważniejsze szkody, więc ostrzał miał głównie znaczenie psychologiczne. Ponad 300 wystrzelonych przez Działo Paryskie pocisków zabiło w sumie około 250 czasów, w którym ta broń była używana, jest za to fakt, że gdy przypadkowy pocisk trafił w paryski kościół, zabijając wiernych zgromadzonych na nabożeństwie, Niemcy – wiedząc o odbywających się uroczystościach żałobnych – wstrzymali na ten czas ostrzał Paryskie było cudem inżynierii, jednak nie odegrało wielkiej roli. Jest za to warte wspomnienia z jeszcze jednego powodu – wystrzeliwane przez nie pociski były pierwszymi obiektami stworzonymi przez człowieka, które sięgnęły stratosfery, osiągając w najwyższym punkcie lotu pułap około 40 powietrze – powietrze: lotnicze fajerwerkiSamolot z rakietami Le PrieurJeśli zastanawiacie się, dlaczego w tym zestawieniu nie umieściłem nowinki technologicznej z początku XX wieku, czyli samolotów, spieszę z wyjaśnieniami. Samoloty faktycznie były nowinką, ale pierwsza wojna światowa wcale nie była ich raz pierwszy zastosowali je w walce Włosi w 1910 roku, kiedy to latający na samolocie własnej konstrukcji pilot Giulio Gavotti wpadł na pomysł, aby przelatując nad wrogimi Turkami zrzucić na nich kilka znacznie ciekawszym od samego zastosowania samolotów w walkach jest jednak użycie przez nie uzbrojenia, kojarzonego raczej z czasami nam współczesnymi, czyli rakiet powietrze – powietrze. Czyżby miał to być dowód na zaawansowanie technologiczne ówczesnego lotnictwa? Niestety, nic bardziej mylnego!Samolot z rakietami Le PrieurRakiety były desperacką próbą znalezienia broni, która byłaby w stanie niszczyć balony i sterowce. Wbrew powszechnemu przekonaniu – o czym wspomniałem pisząc o Zeppelinach – zniszczenie aerostatów było bowiem w pierwszej połowie wojny dużym wyzwaniem: pociski z karabinów maszynowych dziurawiły wprawdzie powłokę, jednak przy rozmiarach balonów i sterowców były to za małe uszkodzenia, by doprowadzić do zestrzeleniac czy tego problemu miały być właśnie rakiety. Pod względem konstrukcji przypominały współczesne nam fajerwerki. Pomysłodawca tego rozwiązania, francuski pilot, porucznik Yves Le Prieur zaprojektował niewielkie pociski na paliwo stałe, z umieszczonym na szczycie, metalowym szpicem, służącym do przebijania powłok Le Prieura miały zasięg nieco ponad 100 metrów i nieźle radziły sobie z balonami, jednak ich skuteczność przeciwko sterowcom była dyskusyjna – nie jest znany żaden przypadek zestrzelenia sterowca za pomocą tej obojczyków, czyli czołgi kontra karabin na słonieMauser 1918 T-Gewehr - łamacz obojczykówPojawienie się na froncie czołgów skłoniło Niemców do poszukiwania jak najskuteczniejszych metod zwalczania nowej niemiecka piechota radziła sobie z czołgami całkiem nieźle nawet bez wsparcia artylerii (znany jest przypadek unieszkodliwienia jednego z czołgów poprzez ostrzał szczelin obserwacyjnych – Niemcy wybili w ten sposób całą załogę), jednak aby zrównoważyć przewagę państw Ententy w nowej broni, pojawiła się konieczność dostarczenia żołnierzom prostej, skutecznej i łatwo dostępnej broni żołnierz z karabinem Mauser 1918 T-GewehrInspiracją okazała się broń myśliwska, jak oferowany przez firmę Halger karabin na słonie, ubijanie których stanowiło w tamtym czasie rozrywkę europejskich elit. Wcześniejsze modele broni, przeznaczonej do zabijania wielkich zwierząt, charakteryzowały się dużym kalibrem – ich twórcy wychodzili z założenia, że skuteczny postrzał umożliwia przede wszystkim duża masa karabinu na słonie podeszli do tematu nowatorsko – uznali, że lepszy efekt da nie tyle duża masa pocisku, co jego wysoka prędkość i zoptymalizowali broń i amunicję właśnie pod tym kątem. Broń okazała się skuteczna, a niewielkie pociski, bez trudu przebijające słoniowe czaszki okazały się protoplastą nowoczesnej broni przeciwpancernej, w tym polskiego karabinu lewej standardowy nabój karabinowy kaliber .303 (7,94 mm), po prawej nabój do karabinu Mauser 1918 T-GewehrPodobnej zasadzie hołdowali konstruktorzy niemieckiego karabinu Mauser 1918 T-Gewehr, strzelającego pociskami o kalibrze 13,2 mm. Broń o długości ponad 1,6 metra i ważyła ponad 16 kilogramów, a wystrzelony z odległości 500 metrów pocisk przebijał 20-milimetrowy pancerz. Co więcej, producent broni zakładał, że wysoka prędkość pocisku umożliwi również zwalczanie były jednak inne – choć M1918 był bronią innowacyjną, a zarazem pierwszym i jedynym wyspecjalizowanym karabinem przeciwpancernym, użytym w czasie I wojny światowej, to korzystanie z niego było problematyczne. Był ciężki, w realiach okopowych nieporęczny, jednostrzałowy, a do tego charakteryzował się potężnym odrzutem, co przy nieuważnej obsłudze było niebezpieczne dla strzelca. Z tego właśnie powodu broń tę nazywano łamaczem średniowieczna broń na XX-wiecznym polu walkiLeach Trench CatapultChoć artyleria bez prochu, czyli różnego rodzaju katapulty, balisty czy trebusze to domena czasów starożytnych i średniowiecza, to stare, sprawdzone metody miotania pocisków znalazły zastosowanie również i w okopach I wojny przy tym wspomnieć, że nie były to improwizowane wyrzutnie, sklecane przez żołnierzy w okopach, ale etatowa, znajdująca się na stanie oddziałów broń!Pierwszą z konstrukcji tego typu, stosowanych przez wojska Ententy, była angielska wyrzutnia o nazwie Leach Trench Catapult. Sprzęt, przypominający wielką procę, wyrzucał przy pomocy gumowych pasów granaty na odległość do 200 metrów, a na wiosnę 1915 roku każda z angielskich dywizji została wyposażona w 20 takich zastąpiono je inna bronią – tym razem produkcji francuskiej – czyli czymś w rodzaju dużej kuszy o nazwie Sauterelle. Broń, obsługiwana przez dwóch żołnierzy, ważyła 24 kilogramy i wyrzucała granaty na odległość do 150 metrów. W porównaniu z brytyjskim odpowiednikiem była jednak lżejsza i prostsza w żołnierze z miotaczem SauterelleW sytuacjach, gdzie mobilność nie była istotna, stosowano również dużą wyrzutnię o nazwie West Spring Gun, obsługiwaną przez aż pięciu żołnierzy. Zadaniem trzech z nich było naciąganie mechanizmu, składającego się z 24 sprężyn, zdolnych wyrzucić granat na odległość 240 metrów. Ciekawą cechą tej broni był fakt, że była groźna nie tylko dla przeciwnika, ale i dla własnej obsługi – wielu operatorów, wliczając w to wynalazcę tej broni, kapitana Allena Westa, straciło przez nią palce, ucięte przez niezabezpieczony Spring GunZe względu na spory zasięg, a tym samym długi czas lotu wyrzucanych pocisków, wyrzutnia West Spring Gun była stosowana z granatami o długiej zwłoce zapalnika (7-9 sekund), w tym również z granatami chemicznymi. Broń o podobnym przeznaczeniu i działaniu – Wurfmaschine – stosowali również w pierwszej połowie wojny wyrzutnie zostały z czasem wyparte przez pełniące podobną rolę, ale mniejsze, lżejsze i prostsze w obsłudze moździerze różnych forteca na gąsienicachK-WagenCzołgi to kolejna broń z tamtego okresu, o której użyciu na pozór wiadomo wiele, ale tak naprawdę są to głównie powielane latami mity. Jednym z głównych jest rzekomy udział czołgów w zakończeniu wojny: niezliczone źródła powielają bzdurę, że wprowadzenie czołgów do uzbrojenia pozwoliło na przerwanie impasu wojny pozycyjnej, a w konsekwencji doprowadziło do szybkiej klęski Niemiec i zakończenia wojny. To oczywiście pojawiły się na froncie już w połowie 1916 roku, czyli mniej więcej w połowie pierwszej wojny światowej. Umiejętnie użyte przez Anglików, odniosły lokalne sukcesy, ale Niemcy szybko nauczyli się je skutecznie zwalczać, co zresztą – biorąc pod uwagę nasycenie frontu artylerią różnych kalibrów – nie było niczym w fabrycePojawienie się czołgów nie odmieniło losów wojny. Broń pancerna nabrała znaczenia dopiero w jej ostatnich miesiącach, gdy napływ do Europy wojsk amerykańskich i zatrzymanie ostatniej wielkiej, niemieckiej ofensywy (Operacja Michael) i tak przesądzały o losach konfliktu. Dopiero w takich warunkach masowe użycie czołgów i lotnictwa umożliwiło przełamanie frontu w czasie drugiej bitwy nad Marną i szybkie pokonanie armii niemieckiej. Warto wspomnieć, że w tym czasie sama Francja miała 4 tysiące czołgów, czyli więcej, niż w czasie drugiej tym czasie Niemcy, którzy zaniedbali rozwój broni pancernej, mieli więcej czołgów zdobycznych, niż własnych – przez całą wojnę wyprodukowali zaledwie około 20-30 sztuk modelu A7V. W zanadrzu mieli jednak prawdziwego potwora, którego dwa prototypy zostały do końca wojny niemal ukończone, ale nie zdążyły wziąć udziału w - model czołguMonstrum o nazwie K-Wagen wyglądało jak spełnienie snów wielbicieli steampunku. Czołg ważył 120 ton i był uzbrojony w 4 działa 77 mm i 7-8 karabinów maszynowych. Załogę stanowiło 27 żołnierzy, w tym – poza artylerzystami i obsługą karabinów – dwóch kierowców, dwóch mechaników pokładowych, łącznościowiec i oficer dysponował systemem kierowania ogniem wzorowanym na tych, które stosowano na okrętach wojennych, a jeden z projektów K-Wagena przewidywał dozbrojenie tej fortecy na gąsienicach w dodatkowy miotacz ognia: jak wypalić dziurę w obronie przeciwnika?Żołnierze niemieccy z miotaczem ogniaUrządzenia, pozwalające na wyrzucanie płomieni lub substancji zapalających były znane od starożytności, jednak współcześnie rozumiany miotacz ognia to całkiem nowy, bo XX-wieczny broń tego typu zbudował niemiecki wynalazca, Richard Fiedler, który wpadł na pomysł miotacza obserwując płonącą cysternę z paliwem. Głównym elementem wynalazku był cylindryczny pojemnik, w którego dolnej części znajdował się sprężony gaz, a w górnej łatwopalna ciecz. Użytkownik naciśnięciem dźwigni uwalniał gaz, a ten rozprężając się wypychał ciecz przez gumowy wąż do dyszy, gdzie ulegała zapaleniu. Wyrzucany w taki sposób płomień miał do 18 metrów miotacze ognia były w czasie pierwszej wojny światowej szeroko stosowane przez Niemców. Choć ważąca około 30 kilogramów aparatura była przenoszona przez jedną osobę, to obsługę plecakowego miotacza ognia stanowiło aż czterech żołnierzy. Miotacz składał się z dwóch butli – w jednej znajdowało się paliwo, a w drugiej sprężony azot. Nosiciel butli był zarazem celowniczym ale za oddanie strzału odpowiadał inny żołnierz, którego zadaniem było odkręcanie i zakręcanie zaworu butli z azotem. Samo zapalenie wypychanej przez gaz cieczy następowało w róży sposób: od podetknięcia płonącej pochodni, poprzez zapalniki iskrowe czy w tym miejscu rozprawić się z kolejnym mitem, spopularyzowanym przez filmy wojenne. Zapewne każdy z nas ma przed oczami obraz, gdy trafiony jakimś odłamkiem operator miotacza ognia momentalnie ginie otoczony wielkim płomieniem. Choć zdarzały się takie przypadki, to należały do rzadkości. Butle wypełnione były bowiem niepalnym gazem, a zapłon palnej substancji wewnątrz butli był – z braku tlenu – niemożliwy. Problem występował dopiero po ewentualnym zapaleniu płynu, który wyciekł z uprzednio przebitej z Livens Large Gallery Flame ProjectorChoć prekursorami użycia tej broni byli Niemcy, to prawdziwie morderczy miotacz ognia jest dziełem brytyjskiego kapitana Williama Livensa. Brytyjczycy postanowili nie bawić się w półśrodki i zbudowali prawdziwego potwora o nazwie Livens Large Gallery Flame Projector. Była to 17-metrowa machina, ważąca około 2,5 tony i działająca na zasadzie gigantycznej strzykawki, wyrzucającej rozpyloną, łatwopalną mieszankę na odległość 40 – 100 działania tej broni okazały się spektakularne: w czasie bitwy nad Sommą na odcinkach, gdzie atakujący Anglicy torowali sobie drogę miotaczami Livensa, ich straty okazały się wyjątkowo małe. Nic dziwnego – stacjonarny miotacz dosłownie wypalał żołnierzom drogę poprzez okopy względu na swoje rozmiary i stacjonarne działanie Livens Large Gallery Flame Projector nie był jednak masowo stosowany, a do niedawna nie było żadnych materialnych śladów, wskazujących na jego istnienie. Dopiero badania archeologiczne z 2010 roku zaowocowały odnalezieniem resztek tych wielkich miotaczy, a zrekonstruowanie jednego z nich dowiodło, że broń działała i mogła być ze zrekonstruowanego miotacza ognia Livens Large Gallery Flame ProjectorKarabin peryskopowy: strzelanie bez ryzykaWilliam Beech ze swoim wynalazkiemChoć pierwsza wojna światowa kojarzona jest przede wszystkim ze zmaganiami na frontach wschodnim i zachodnim, to niezwykle zacięte i ważne walki toczyły się również na granicy Europy i Azji. Korpus ekspedycyjny państw Ententy, złożony głównie z wojsk australijskich i nowozelandzkich, próbował tam szybkim atakiem zdobyć Stambuł i wyłączyć Turcję z to bywa z planami błyskotliwych operacji wojskowych, szybki atak zmienił się w masakrę. Obie strony ugrzęzły w okopach na półwyspie Gallipoli, niezdolne do pokonania przeciwnika. W przypadku bitwy o Gallipoli okopy wrogich stron były niekiedy bardzo blisko siebie – odległość wynosiła jedynie 50 właśnie w takich warunkach pewien bystry Australijczyk, starszy szeregowy William Beech, wpadł na pomysł, jak strzelać do Turków bez ryzyka, że Turcy będą strzelać do niego. Pomysłem tym było połączenie karabinu z peryskopem w taki sposób, by górne lustro znajdowało się na przedłużeniu linii peryskopoweChoć cała konstrukcja wyglądała dość dziwacznie i była raczej nieporęczna, to pozwalała na wysunięcie z okopu jedynie samej broni, bez konieczności wychylania głowy szybko zdobył uznanie – Australijczycy zorganizowali polowy punkt produkcji takiej broni, a niedługo później własne wersje karabinów peryskopowych opracowały pozostałe strony w ten sposób karabiny Lee–Enfield, M1903 Springfield, Mosin–Nagant, czy który dorobił się nawet własnej, oficjalnej nazwy Loopgraafgeweer. Niektóre z nich dodatkowo modyfikowano w taki sposób, by umożliwić zdalne przeładowanie. Stosowano również specjalne, powiększone magazynki, mieszczące nawet do 25 Berta, czyli jak zniszczyć fortecę jednym pociskiem?Gruba Berta - wersja stacjonarnaNie ma niezniszczalnych bunkrów, są tylko zbyt lekkie pociski artyleryjskie. Zgodnie z tą zasadą Niemcy postanowili zbudować moździerze, zdolne do zniszczenia każdego z zakładów Kruppa zaprojektowali potwora o kalibrze 42 centymetrów, który – produkowany w wersji na podwoziu kołowym i stacjonarnej – przeszedł do historii jako M-Gerät, nazywany powszechnie Grubą – których w różnych wersjach wyprodukowano około 30 - wystrzeliwały na odległość 15 kilometrów pociski, ważące ponad 900 kilogramów. Zasięg nie był imponujący, ale istotny był fakt, że Gruba Berta strzelała stromotorowo, przez co pocisk uderzał w cel z Berta - wersja mobilnaGruba Berta zasłużyła na swoją sławę – przyczyniła się do kapitulacji wielu twierdz, brała udział w ostrzale Przemyśla, Modlina czy Antwerpii, ale najbardziej morderczym przykładem skuteczności tej broni jest los francuskiego Fort de nowoczesna twierdza była obsadzona przez 500-sobową załogę i wyposażona w liczne działa i bunkry, a jej podziemne instalacje chronił 4-metrowy, betonowy jednak celny strzał Grubej Berty, którego eksplozja przebiła się do magazynu amunicji, by Niemcy nie mieli czego zdobywać. W jednej chwili fort przestał istnieć jako obiekt o znaczeniu militarnym, a niedługo później uznano go za cmentarz wojskowy. Niemiec zasalutował nad ciałem Polaka i powiedział: to jest bohater Data utworzenia: 1 września 2019, 7:00. Jedną z pierwszych polskich ofiar II wojny światowej był kapral rezerwy Piotr Konieczka. W nocy z 31 sierpnia na 1 września ten pochodzący z Pomorza 38-letni żołnierz pełnił służbę na posterunku granicznym w Jeziorkach koło Piły. Ok. godz. pierwszej na placówkę przypuściła atak niemiecka grupa dywersyjna. 40 minut później kapral, który obsługiwał karabin maszynowy, został postrzelony. Potem hitlerowcy zatłukli go kolbami karabinów. Niemiecki oficer, gdy zobaczył ciało Polaka już po walce, zasalutował przed nim i powiedział: to jest bohater. Jako żołnierz... Kapral rezerwy Piotr Konieczka Foto: BRAK Piotr Konieczka urodził się 29 kwietnia 1901 w Czarżu. Potem jego rodzina przeniosła się do Wielkopolski i osiedliła się w Brodnej, gdzie prowadziła swoje kilkuhektarowe gospodarstwo. Z żoną Heleną miał dwóch synów: Zygfryda oraz Romana. Wiosną 1939 roku został zmobilizowany do polskiej armii. 1 września ok. godz. został zabity. Warto przypomnieć, że pierwsze pociski na Polską Składnicę Wojskowej na Westerplatte zostały wystrzelone z niemieckiego pancernika „Schleswig-Holstein” o godz. Trzy godziny po śmierci Konieczki. Jak podał Głos Wielkopolski, 2 września Giersz, chłop z Jeziorek, na konnym wozie przywiózł do Śmiłowa, gdzie znajduje się kościół i cmentarz, zwłoki kpr. Konieczki oraz bestialsko zabitego siekierą strażnika granicznego Szczepana Ławniczaka. Do wozu podszedł oficer Wehrmachtu w randze majora i zażądał odkrycia zwłok. Dowiedział się, że jeden z zabitych, to żołnierz, który sam bronił posterunku w Jeziorkach. Wówczas major rzekł: „To jest bohater. Jako żołnierz nie złamał przysięgi”. Potem zasalutował zmarłemu żołnierzowi. Zobacz także Ostatecznie obaj, Konieczka i Ławniczaka, spoczęli we wspólnej mogile, w pełnym umundurowaniu, na cmentarzu parafialnym w Śmiłowie. Pamięć o bohaterze po wojnie Po wojnie o Konieczce nie zapomnieli okoliczni mieszkańcy, którzy postawili mu skromną drewnianą tablicę. W 45. rocznicę wybuchu II wojny światowej dr Włodzimierz Łęcki z Poznania zwrócił się do władz państwowych o pośmiertnie przyznanie Piotrowi Konieczce medalu „Za wojnę obronną 1939”. Z kolei w 70. rocznicę wybuchu II wojny światowej bohaterowi postawiono pamiątkowy obelisk. Umieszczono na nim napis, że jako pierwszy w Wielkopolsce poległ śmiercią żołnierza. Teraz już wiemy, że również w Polsce. 14 września 2010 roku Piotr Konieczka został odznaczony pośmiertnie Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. Największa wojna światowa w historii II wojna światowa trwała od 1 września 1939 (agresja Niemiec na Polskę) do78 maja 1945 (podpisanie w Reims aktu bezwarunkowej kapitulacji III Rzeszy - Rosjanie z uwagi na róźnicę czasu uważali że wojna zakończyła się 9 maja) – w Europie, i 2 września na świecie (akt bezwarunkowej kapitulacji Japonii podpisany na pokładzie pancernika USS Missouri w Zatoce Tokijskiej). W wojnie uczestniczyło 1,7 mld ludzi, w tym 110 mln żołnierzy. W trakcie działań wojennych zginęło od 50 do 85 milionów osób. Szacunki te są tak rozbieżne, bo zakładają wiele zmiennych - w tym śmierci spowodowane głodem czy chorobami, których nie można było leczyć z powodu działań wojennych. Źródło: Głos Wielkopolski, Wikipedia Hitler i Stalin podzielili nasz kraj. To był początek światowej katastrofy Zdobył medal dla Polski, wrzucili go do dołu i zakopali /2 Kapral rezerwy Piotr Konieczka PAP 14 września 2010 roku Piotr Konieczka został odznaczony pośmiertnie Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski /2 Kapral rezerwy Piotr Konieczka BRAK Kapral rezerwy Piotr Konieczka pochodził z Pomorza Masz ciekawy temat? Napisz do nas list! Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie znajdziecie tutaj. Napisz list do redakcji: List do redakcji Podziel się tym artykułem:

niemieckie karabiny 2 wojny światowej